wtorek, 25 listopada 2014

091. O zachowaniu w kinie słów kilka

     Dziś nie mam dla Was recenzji. Dziś mam dla Was całą masę swoich przemyśleń, które wywołała wizyta w kinie w miniony piątek. Także zróbcie sobie ciepłej herbatki i przeczytajcie co mam Wam do przekazania i wyraźcie swoje zdanie! 
    Jak już wspomniałam dwie linijki wcześniej w miniony piątek byłam w kinie. Wyciągnęła mnie mama, która (o zgrozo!) uwielbia "Igrzyska Śmierci". Jej miłość do tego całego cyklu zaczęła się od filmu a nie jak większość sądzi od książki. Cóż i tak bywa. Ja osobiście całą trylogię mam jeszcze przed sobą, ale nie przeszkadza mi to w obejrzeniu filmu. W moim malutkim mieście jest tylko jedno kino, które dopiero od kilku lat zaczyna funkcjonować jak miejsce, gdzie wyświetlane są różnego rodzaju produkcje (istniało od dawna, ale od pewnego czasu coś się dzieje!). W sumie zazwyczaj nie ma w nim nie wiem jakich tłumów, ale oczywiście od każdej reguły muszą być wyjątki, więc i przy "Igrzyskach Śmierci: Kosogłos Część I" ten wyjątek miał miejsce. Praktycznie cała sala pełna! Nic tylko się cieszyć, że ludzie wolą jednak swoje małe kino niż jazdę do większego miasta i wydawania znacznie większej sumy pieniędzy na bilety niż u nas. Jest się z czego cieszyć, więc moje serce przepełniała radość, która nie trwała długo. 
     Gdy już zasiadłam z mamą na swoich miejscach i ruszył cały film, pewien pan który zapomniał przed seansem kupić sobie popcornu wszedł do środka (miał owszem takie prawo) i na cały głos krzyczy do kogoś, który mają rząd. I tu zaczyna się problem zasadniczy, któremu poświęcam cały tekst. Nie wiem czy ten pan (chociaż ciśnie mi się na palce bardziej niekulturalne słowo) nie zna zasad dobrego wychowania czy też był pod wpływem jakiś środków czy też po prostu postanowił przeszkadzać wszystkim dookoła. Gdy już łaskawca się usadowił (dość głośno) i zamknął się po entym "cicho" wypowiedzianym jednocześnie przez kilka osób wydawałoby się, że można w spokoju oddać się oglądaniu Jennifer Lawrence i jej towarzyszy, którzy walczyli z okropnym reżimem. Jednak, nic bardziej mylnego!
    Otóż ten zacny mężczyzna (naprawdę powstrzymuje się przed wypisaniem epitetów, które cisną mi się na usta) komentował, pytał to co dzieje się na ekranie. I gdyby jeszcze robił to szeptem byłabym w stanie wszystko zrozumieć, bo z reguły jestem osobą tolerancyjną i nie wszczynającą awantur w miejscach publicznych, a kino się do tak owych zalicza. Jednak ten ktoś mówił to półgłosem, a że siedział razem ze swoimi towarzyszami za mną to miałam cudowny przekrój tego co sądzi i jak już się domyśliłam po jednym komentarzu - kompletnie nie wiedział o co chodzi w filmie, bo ani nie czytał książek, ani też nie widział dwóch poprzednich części ekranizacji. Produkcja jest o tyle dobrze zrobiona, że bez przeczytania powieści da się zrozumieć cały wątek historii, ale pod warunkiem, że widziało się dwa poprzednie filmy. Pan nie widział. Kilkakrotnie odwróciłam się w stronę zacnego jegomościa i zmroziłam wzrokiem co miało dać do zrozumienia, że przeszkadza. Jednak pan nie zrozumiał. 
    Zdenerwowana do granic możliwości nie chciałam wszczynać awantury podczas oglądania filmu by jeszcze bardziej nie przeszkadzać innym, ale po całym spektaklu zwróciłam całej zgrai, która za mną siedziała uwagę, że jeśli przyszli na rozmowy to wybrali złe miejsce, bo to nie kawiarnia. Na co jakże "miła", "uprzejma" i "skruszona w sobie" pani odparowała mi bezczelnym tonem, że ja nie robiłam nic innego tylko patrzyłam się w ich stronę, a ekran miałam przed sobą i oni podobnie jak i ja zapłacili za bilety i mieli prawo tu być. W całej naszej wielkiej dyskusji nawet słowo nie padło, że nie mieli prawa być w sali, tylko, że pomylili miejsca. Drugi raz (zazwyczaj nie powtarzam dwa razy tego co powiedziałam) powtórzyłam pani, że przeszkadzali swoim gadaniem i pomylili miejsca. Na co jej towarzysz kazał mi się "pocałować w d****" (dokładnie takiego stwierdzenia użył). Daleka jestem od ubliżania komukolwiek w jakikolwiek sposób, a takie teksty wyprowadzają mnie z równowagi bardzo szybko, więc poradziłam panu by "liznął trochę kultury skoro nie wie jak ma się zachowywać w miejscu publicznym". I tym właśnie stwierdzeniem rozpętała się kłótnia, w którą nie wchodziłam zbytnio, bo doszłam do wniosku, że to nie ma sensu dodałam tylko, że chamstwo i prostactwo powinno nie przychodzić do kina. Możliwe, że moja uwaga była zbyt drastyczna, ale gdyby ci państwo chociaż przeprosili za swoje zachowanie to całej tej sytuacji by nie było. Co więcej! Oni zachowywali się tak jakbym to ja gadała cały seans, gdzie wypowiedziałam do mamy dwa zdania "Miała z tego kotecka ugotować zupę" oraz "Mogli powiedzieć dalibyśmy im naszego psa lepiej by ganiał" i to szeptem! Potem wyszło jeszcze kilka zdań, ale nie ma to już kompletnego sensu by je tu przytaczać. 
    Chodzi mi o sam fakt tego jak to wszystko wyglądało. Jak ludzie potrafią zachowywać się w kinie i jak bardzo tym faktem przeszkadzają. Już mi tu nie chodzi o tych co jedzą popcorn czy inne rzeczy (sama kupuję popcorn, więc byłabym ostatnią hipokrytką gdybym ich za to krytykowała). Wymienienie jednego czy dwóch komentarzy kompletnym szeptem też mi nigdy nie przeszkadzało, ale takie gadanie cały film i to półgłosem (!) przeszkadza. Taka sytuacja zdarzyła mi się pierwszy raz i bardzo rozczarowała moje spojrzenia na ludzi chodzących do kina. Wiem, że kino to nie teatr i że to zupełnie inna liga, ale litości... Bierzmy pod uwagę fakt, że podczas filmu też jest potrzebna cisza - nawet jeśli większość dziewczynek przyszła dla Liama Hemswortha! Dajmy im chociaż w ciszy powzdychać do tego aktora! Przykro mi, że takie rzeczy dzieją się wśród ludzi dorosłych, którzy powinni znać podstawowe zasady wychowania i zachowania w pewnych miejscach. 
    Dziękuję za wysłuchanie moich żali i liczę na Wasze komentarze w sprawie jak ludzie zachowują się w kinie. 
Dalej zirytowana Lady Spark

A i oczywiście muszę Wam przedstawić naszą nową koleżankę, która będzie razem z nami dzielić się swoimi przemyśleniami o przeczytanych książkach. Mam nadzieję, że przyjmiecie Martittę ciepło :) 

11 komentarzy:

  1. Ja nie jadam popcornu w kinie i ogólnie wcale go nie jadam :) Współczuje - ja chyba zrobiłabym awanturę... Dobrze, że ja nie miałam takich sytuacji. Poza tym faktycznie ludzie nie wiedzą jak zachowywać się nie tylko w kinie, ale miejscach publicznych :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zrobiłam... i zgadzam się z Tobą... Wiele razy rozczarowało mnie zachowanie ludzi w miejscach publicznych...

      Usuń
  2. Droga Lady Spark, nie ma co porównywać innych ludzi do nas, bo wiadomo, nie ten poziom :D
    Bardziej poważnie, to ja jestem zaskoczona, jak ktoś potrafi się zachować i emanować odrobiną kultury :) Niestety mam wrażenie, że coraz mniej takich ludzi. Ludzi, którzy szanują innych i nie myślą tylko o sobie.
    Dziękuję za przywitanie. Czekam na fajerwerki :D
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no wiadomo! :D Nie ta liga :D
      Ale serio byłam bardzo zniesmaczona :/
      Nie ma za co :)

      Usuń
  3. Jak mi o tym powiedziałaś, to naprawdę pomyślałam, że tracę wiarę w drugiego człowieka -,-

    Witamy na pokładzie! :D :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Rany, ja chyba nie zachowałabym tak zimnej krwi tylko po prostu wyszła. Oto cena, jaką warto dopłacić jadąc do większego miasta do kina... Nie wiem czemu wydaje mi się, że ludzie w mniejszych miejscowościach są bardziej skłonni do takich zachowań. Sama jestem ze wsi, gwoli wyjaśnienia. Może bilety były za tanie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie taka sytuacja trafiła się pierwszy raz i jakoś nie przekonuje mnie, że w dużych miastach jest inaczej. Taka sytuacja trafić się może wszędzie. Bardziej jednak sądzę, że to są błędy w wychowaniu. Jestem zdania, że warto wspierać swoje lokalne kina. Zwłaszcza, że taka sytuacja miała miejsce pierwszy raz.

      Usuń
  5. Czasami się zastanawiam, czy ludzie naprawdę nie mają obycia w większym gronie.
    Ja byłam świadkiem też w moim malutkim kinie - co mnie zaskoczyło, a wręcz rozśmieszyło - jak pewnej pani zadzwonił telefon w czasie seansu (o zgrozo, siedziała za mną) i słuchałam, jak to ta pani ogląda film, co jej się w nim podoba, a co nie (połowa filmu!) itd...

    No ludzie! Co z wami?!

    Popieram też zdanie powyżej - w większym mieście takie sytuacje się nie zdarzają, więc może faktycznie jest to wina braku obycia, którą mieszkańcy większych miast posiadają ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mnie jednak nie przekonuje twierdzenie, że w dużych miastach jest inaczej! Gdy jeszcze jeździłam do Łodzi do kina to kilka razy zdarzyła się taka sama sytuacja. I nie wiem czemu ludzie kierują się stereotypami, że jak małe miasto to mieszkańcy nie mają obycia, a ja w dużym to kultura za pan brat... Ja lubię moje małe miasto za to, że jest małe i spokojne. Nie umiem żyć w miejskiej dżungli jakimi są Łódź, Warszawa czy Białystok. Powtórzę, że taka sytuacja może zdarzyć się wszędzie.

      Usuń
  6. Aż krew się we mnie gotuje jak inni w kinie gadają... Podobnie jak Ty byłam na premierze w małym kinie w moim małym mieście (bilet po 12 zl a nie jak w Heliosach i Mutlikinach). Osób nie było jakoś dużo, ale znalazła się grupka gimnazjalistów/licealistów, którzy cały czas wchodzili i wychodzili z sali. A to po to, żeby donieść sobie piwo (nie wiem skąd, już nawet nie wnikałam), a to po to, żeby to piwo wysikiać. A przy tym wychodzeniu cały czas się śmiali, że powinni film im zatrzymać, bo się pogubią w fabule.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nie było to samo. Właśnie cena biletu dla mojego kina to jest chyba 13 zł za bilet ulgowy, który mi jeszcze przysługuje z racji studiowania. Za to w Łodzi jest to kwota około 18 zł a muszę jeszcze dojechać czyli doliczyć paliwo w obie strony, więc nie widzę najmniejszego sensu.

      Usuń